NOTA Z DROGI:
Juz jestesmy w Erlian, czyli 2 dni przed planem. Udalo sie przyoszczedzic. Szok. Jesli ktos myslal ze to przygraniczna dziura, to moze sie milo rozczarowac - tak jak my. Miasto calkiem niezle skrojone. Przede wszystkim porzadek, spokoj i jakas taka pogodna auraw okolo. Prawdopodobnie jestesmy jedynymi gringos, wiec gwiazdorzymy... Na glownym polacyki z dinozaurami, wsrod atlasow do cwiczen i rehabilitacji poznajemy mlode Erlianki. Dziewczynki ucza nas wymowy tych dziwnych krzaczkow.
Pozniej wyjsce na trag - w sumie to jak wyjsce do tresco, tylko tutaj wszystko to prawdziwe "made in China". Na obiad kurczak - prawdziwa, po earliansku.
Nawet bez wiekszych problemow udalo sie kupic bilet do Pekinu. O 00:57, czyli zgodnie z internetowym rozkladem wsiadamy na gorrna twarda polke i w droge, by zakoczyc ostatni etam transsybewryskiej. o 14 Beijing.
Warto wspomnic o przejsciu granicznym - na prawde ostra jazda ;) I to z mogolska kobieta za kolkiem starego poczciwego lazika.